96 lat temu Dziennik Białostocki donosił:
14 maja 1922r.
Ujęcie bandy „atamana Czorta”.
10 bandytów słynnej szajki Skomorocha pod kluczem. – Ataman – nie Czort i Czort – nie ataman. Krwawe dzieje zbójeckiej bandy. – Pościg i obława. – Rozbicie watahy na drobne grupy. – Czujność policji białostockiej. – W matni. – Sąd doraźny jutro.
Komendant Policji Państwowej na powiat i miasto , p. Kamala, zmobilizował cały podwładny sobie personel i bez oglądania się na pomoc wojska, która nie nadchodziła, pchnął te kadry, wzmocnione oddziałem Szkoły Policyjnej w pościg za watahą.
Przewodnikiem ekspedycji po bezdrożach puszczy był gajowy z Hajnówki, nazwiskiem Czekielewski, któremu bandyci przy odwrocie z wyprawy Kleszczewskiej zabrali w jasyr całą rodzinę, t.j. matkę, żonę i dwoje dzieci. Czekielewski, jedyny przedstawiciel praworządnej władzy w swoim leśnym rewirze, był przedmiotem nienawiści kłusowników i rabusiów leśnych, żyjących z kradzieży zwierzyny i drzewa, na niego więc spadła mściwa ręka atamana. Trawiony gorączką odwetu, gajowy przemienił się w myśliwskiego wyżła i labiryncie podszytego zagajnikiem starodrzewia, wśród wertepów i trzęsawisk, wiódł szczęśliwie policyjną obławę.
Zniecierpliwiony zbyt powolnym – wedle jego mniemania – posuwaniem się tyralierskiego łańcucha obieży, Czerkielawski wyrywał się naprzód i wyprzedzał swój oddział o całe stajania.
Po kilkudniowej, pełnej trudów i przygód wędrówce, obława wtargnęła w obręb moczarowatych polanek porosłych rzadka młodnikiem. Tu znowu Czekielewski wysforował się naprzód o dobrych paręset kroków i nagle – w odległości dwustu sążni, po drugiej stronie grząskich oparzelisk – spostrzegł człowieka, pasącego konie.
- To jeden z ich szajki, -
pomyślał gajowy, a na tę myśl krew sprawiedliwego gniewu uderzyła mu do głowy. I sam nie zdawał sobie sprawy z tego co czynią jego drżące oburzeniem ręce. W mgnieniu oka kolba zawieszonego na ramieniu karabinu znalazła się przy prawym policzku – przed muszką zamajaczyła schylona postać człowieka – i niby grom z jasnego nieba
huknął pierwszy strzał.
Był on płonny i zdradziecki. Napięte nerwy zawiodły wprawną rękę i omgliły wzrok sokoli. Kula chybiła celu. Człowiek kocim uskokiem rzucił się w gąszcz, skąd w parę chwil
zabrzmiał ogień rotowy
Łańcuch strzelecki pościgu, który tym czasem zrównał się z przodownikiem, musiał na chwilę zatrzymać się w miejscu i przypaść do ziemi, by nie wystawiać swych piersi na grad pocisków niewidzialnego przeciwnika.
Gdy salwy ustały, ruszono okolną drogą w stronę odkrytej zasadzki. W okolu drzew, na małej suchej polanie, znaleziono już tylko martwy i żywy inwentarz, wskazujący na to, że tu było miejsce biwaku bandy
Porzucone w największym nieładzie przedmioty obrazowały paniczny popłoch w jaki wprawiło zbójów pojawienie się obławy.
…
Odtąd rozpoczyna się drugi okres wyprawy. Nad miarę ciężki teren sprzyjający ucieczce, lecz uniemożliwiający bezpośrednią pogoń, skłonił dowództwo obławy do poniechania bezużytecznej wałęsaniny po puszczy … można już było pomyśleć o zastosowaniu czysto olicyjnych zabiegów na dostępniejszym gruncie.
90 lat temu Dziennik Białostocki donosił:
14 maja 1928r.
Niewyjaśnione zabójstwo.
W dniu 11 b. m. w odległości pół kilometra od wsi Gorodzinka pow. bielskiego w 32 kwartale na skraju w lesie Lackiej Puszczy znaleziono trupa Jana Dawidziuka, lat 38, mieszk. wymienionej wsi. Został on ugodzony kulą karabinową w głowę.
Według oświadczenia rodziny zabity Dawidziak w dniu 10 b. m. o godz. 14 wyszedł z domu do swego brata zam. we wsi Ochrynach, skąd nie wrócił.
Na szyi zabitego znaleziono pasek od broni myśliwskiej i butelkę z prochem, co stwierdza, że zabity był uzbrojony w broń myśliwską. Sprawcy nie ujawnieni.
82 lat temu Dziennik Białostocki donosił:
14 maja 1936r.
Zbrodniarze w Nadleśnictwie Złota Wieś
zamordowali sekretarza ranili ciężko nadleśniczego i urzędniczkę.
Na urząd Nadleśnictwa Złota Wieś w woj. białostockiem dokonała napadu szajka złożona z 4 opryszków.
Bandyci po sterroryzowaniu wszystkich pracowników, znajdujących się w biurze, skrępowali drutami nadleśniczego, sekretarza i kancelistkę, poczem przystąpili do opróżniania kasy.
Zrabowawszy około 200 złotych w banknotach i bilonie, bandyci pochodzący prawdopodobnie z sąsiedniej Czarnej Wsi, zaczęli strzelać do skrępowanych urzędników, zabijając sekretarza nadleśnictwa ś.p. Piankę.
Ponadto ciężko raniono w głowę klatkę piersiową i brzuch nadleśniczego p. Jemiołę oraz dwukrotnie w głowę i brzuch urzędniczkę p. Janinę Karwowską.
Wkońcu zbrodniarze rzucili się do ucieczki, chroniąc się w pobliskim gąszczu leśnym. Na krzyki rannych nadbiegli znajdujący się w pobliżu gajowi, którzy zajęli się ratunkiem p. Karwowskiej i p. jemioły, poczem przewieźli oboje do szpitala miejskiego na Zwierzyńcu w Białymstoku. Stan rannych jest b. ciężki
W godzinę po napadzie policja urządziła obławę w pobliskich lasach pod kierownictwem komendanta policji wojewódzkiej w Białymstoku, oraz nadleśniczego z czarnej Wsi p. Kucharka.
Obława, mimo psa policyjnego, nie dała żadnych wyników. Dyrekcja lasów państwowych w Siedlcach wyznaczyła 500 złotych nagrody za naprowadzenie na ślad morderców. Taką samą nagrodę wyznaczyła komenda policji za pomoc w schwytaniu krwawych zbirów.
14 maja 1936r.
Po morderstwie w Złotej Wsi
Kontynuując dochodzenie w kierunku ustalenia sprawców morderstwa rabunkowego, dokonanego w Nadleśnictwie w Złotej-Wsi podano w nocy na 13 bm. kontroli wszystkie hotele, domy zajezdne i noclegowe w Białymstoku. Celem ustalenia tożsamości – zatrzymano kilka osób.